Za oknem samochodu błyskało słoneczne światło, błękity unosiły się w górze, w zasięgu wzroku przeplatały bladość asfaltu i znużenie zieleni… Pędziliśmy, zostawiając za sobą kilometry kierowców, blach masek i dróg. Kilkanaście godzin rozmów, drzemek, czekolady i kaw, by w końcu dotrzeć do miejsca przeznaczenia: Niderlandów.
Pejzaż, podejrzanie wymuskany i harmonijny, płynął za szybą. Dom…Pasmo trawy…Pole…Pasmo kanału…Drzewa…Dom…Pasmo trawy…Pole…Pasmo kanału… Wyhaftowany, nożyczkami i linijką szlifowany krajobraz.
Pierwszego i drugiego dnia pobytu udaliśmy się do Alsmeer, by odwiedzić holenderskie targi kwiatowe. Kolejnego – do Vijfhuizen, gdzie miały miejsce Międzynarodowe Targi Ogrodnicze. Amsterdam ledwo tknęliśmy, ale i tych parę chwil przyniosło spodziewaną radość.
Musnę Was zatem nieco holenderskim pędzlem, w paru odsłonach barwnych. Pragnę, byście zerknęli moim okiem, czy zechcecie?
Miriadami kwiatostanów muśnięcie pierwsze.
Zachwytów roślinami w mym życiu bywało wiele, ale nie miałam jeszcze szansy w jednym miejscu podziwiać tylu kwiatów, zwłaszcza ciętych. Pochłaniałam wzrokiem, dotykiem i węchem. Stoiska opływały całunami i patchworkami barw. Od niewinnych bieli, przez waniliowe czy kawowe kremy, żółcie czy oranże w cytrusowej gamie, do różów, przywołujących w wyobraźni słodycz lub chmurę pudru i niezastąpionych, zawsze pożądanych, zabójczych czerwieni: karmazynowych, szkarłatnych, amarantowych… Paleta barw iście oddająca tchnące z kwiatów życie i bezkresną fantazję natury.
Pożerałam oczami tony kwiecia i nieodparcie wracało do mnie skojarzenie z… tkaninami. Widziałam kwiatowe gipiury i riusze, ażury i falbany! Kusiło mnie do dotyku kwiatów ustami bądź palcami…Ich płatków o fakturze miękkiego aksamitu bądź gładkiego atłasu, płatków szeleszczących niczym jedwab czy tafta…
Być może z myślą o kwiatach właśnie, wieki temu zaczęto tworzyć tkaniny…? Patrząc na nieorganiczone bogactwo materii, pojawiło się pragnienie utrwalenia tego efemerycznego piękna i jego czystej perfekcji? Odzianie w kwiaty, wykonalne jest jedynie na moment z powodu kruchości roślin, a znalezienie substytutu okazało się osiągalne. Choć, niewątpliwie, suknia z wonnych płatków róż, frezji czy lilii, zniewalałaby, prowadząc do estetyczno-zmysłowej ekstazy…
Upajałam się barwami i kształtami, od nowa i od nowa… Cudownie byłoby zanurzyć się w upajającej zapachem, fali kwiatostanów, płatków i pąków! Niczym w satynowym łożu, na piernatach ulotnych.
Harmider panujący wokoło wdzierał się czasem w moje rozmarzenie. To zwiedzający wyrażali swoje oczarowanie inwencją wystawców. Liczne stanowiska zaskakiwały prezencją, wystawnością dodatków bądź elegancką prostotą. Inne wyróżniały się kreatywnością powiązań roślin w okazałe bukiety, czarowne sploty czy wiązanki lub w doborze gatunków czy barw.
Morze miłości i pasji, mogę rzec, gdyż mimo ścisłych powiązań działalności biznesowej z kwiatową hodowlą, trzeba pamiętać, że i rośliny wymagają troski i czułości, a ich opiekun-plantator musi posiadać…dobre serce.
Po wielu godzinach zachwytów, pożegnałam rośliny z sentymentem, pragnąć zachować ich widok pod powieką jak najdłużej. To moje pierwsze przecież w życiu oszołomienie florystyczne… Głębokie i znaczące.
Tekst i zdjęcia: Katarzyna Czech