W Londynie nie ma kwiatów

Tak! W porównaniu z polskimi miastami, kwiatów w Londynie trzeba naprawdę dobrze poszukać i w większości są to niewielkie budki, które mają dość ograniczony asortyment.

W Londynie byłam tylko kilka dni, ale chodząc ulicami tego tętniącego życiem miasta zauważyłam-no właśnie- brak miejsc, w których można kupić kwiaty. W przypadku niewielkich i prostych wiązanek najlepiej udać się po prostu do sklepu spożywczego. Kwiaty ze zdjęć znalazłam w Tesco w dzielnicy Kensington i jak na środek tygodnia uważam, że zarówno wybór jak i jakość oferowanego asortymentu była naprawdę porządna. Zresztą w Wielkiej Brytanii dużo większy procent całkowitej sprzedaży kwiatów odbywa się właśnie przez sprzedaż kanałami retailowymi i trend ten można coraz częściej zaobserwować również na polskim rynku kwiaciarskim.

Harrods

Wizyta w Londynie nie może być udana bez wizyty w Harrodsie i na szczęście, kwiaciarsko również okazała się dość udana. Wprawdzie kwiaciarnia zlokalizowana jest na mało intuicyjnym poziomie -1, niemniej patrząc na asortyment (książki i ozdoby choinkowe) pomysł wydaje się być dobry. Jednocześnie słowo 'kwiaciarnia’ również i w tym przypadku wydaje się być trochę na wyrost. Tak naprawdę była to zagospodarowana wnęka, część większej przestrzeni, a nie osobne pomieszczenie.

Niemniej same kwiaty były atrakcyjnie zaprezentowane i skutecznie ogradzały klientów od części technicznej, która potrafi być przecież dość nieuporządkowana. Natomiast jakość kwiatów w wazonach była dość różna, co w przypadku tak prestiżowej lokalizacji było negatywnym zaskoczeniem. Gotowe bukiety były ciekawe i różnorodne kolorystycznie, choć ułożone tylko w jednym stylu.

Na klientów, którzy nie mogą sobie pozwolić na zakup kwiatów z Harrods, w niewielkiej odległości od tego domu towarowego czekała mała budka oferująca kwiaty prosto z wiaderek. Z oczywistych względów towar oferowany przez tę kwiaciarnię musiał być bardziej odporny na panujące temperatury, więc dość znacząco odróżniał się asortymentem od luksusowej kwiaciarni za rogiem.

Bulbous flowers

Spacerując po ścisłym centrum miasta z ciekawości zaczęłam wręcz szukać miejsca, gdzie mogłabym kupić kwiaty. I po dłuższych poszukiwaniach, wspomaganych mapami googla, udało mi się wreszcie dotrzeć do niewielkiego punktu, w którym można było kupić kwiaty.
Enoch Hitchcock z Bulbous flowers, z którym wdałam się w pogawędkę, powiedział, że jego najbliższa konkurencja znajduje się dopiero w Soho (2 przystanki metrem w ścisłym centrum Londynu!), więc nie jest dla niego odczuwalna, ale odkąd wprowadzony został hybrydowy model pracy, jego tydzień sprzedażowy skurczył się o jeden dzień. Zwyczajowo Brytyjczycy pracują zdalnie w piątki, więc jest to dzień w którym ruch w okolicy kwiaciarni maleje. A to spory problem, ponieważ w piątki można było kupić kwiaty, by odwiedzić znajomych w weekend. Wraz ze zmianą formatu pracy, zniknęła też część jego klientów.

Co ciekawe, ważną gałęzią jego klientów są okoliczne restauracje i sklepy, które regularnie (np. co tydzień) zamawiają dekoracje, które zdobią ich wnętrza. Teraz sezon był szczególnie gorący, ponieważ handel w Wielkiej Brytanii przygotowuje się do okresu Bożego Narodzenia, więc kwiaciarnia miała akurat dużo zamówień na świąteczne dekoracje sklepów. Niemniej samych klientów Enoch spodziewał się tego dnia…około 5, ponieważ tylko tyle bukietów przygotował na ten dzień.

Pytany, gdzie szuka inspiracji, Enoch przyznał, że chętnie ogląda brytyjskich florystów na Instagramie i ich duże kompozycje są dla niego wskazówką, jak dekorować sklepy swoich klientów w kolejnych sezonach.
Niestety, powiedział również, że pod koniec roku, kwiaciarnia będzie musiała zmienić swoją dotychczasową lokalizację ze względu na remont kościoła pod którym jest umiejscowiona. A że właściciel kwiaciarni ma już ponad 60 lat obawia się, że miejsce to po prostu zniknie.

I będzie jeszcze mniej kwiatów w Londynie.